Sądzę, że to szczytowe osiągnięcie w dziedzinie ówczesnego kina rozrywkowego. Gra aktorów może i trąci myszką, ale Michała Znicza to zdecydowanie nie dotyczy. Fertner jak zawsze zabawny, a uroda Grossówny i Żabczyńskiego - ponadczasowa. Wygląd większości ówczesnych gwiazd ni jak nie przystaje do dzisiejszych kanonów, jednak Grossównę i Żabczyńskiego śmiało można by obsadzić we współczesnym filmie i z pewnością Ją uznano by za śliczną, a Jego za przystojnego.
Nieeee! Tylko nie to. Patrząc na filmy, jakie robi się w Polsce obecnie, 'Zapomnianą melodię' niewątpliwie by skrzywdzono. ;D Strach pomyśleć o obsadzie :P
Ja też jestem ostatnio pod wielkim urokiem naszych filmów przedwojennych. "Zapomniana melodia" bardzo mi się podobała, ale "Sportowiec mimo woli" jest chyba jeszcze lepszy. Może uboższy o jeden szlagier muzyczny (bo tu dwa, a tam chyba tylko jeden :)), ale fabuła troszeczkę bardziej spójna, no i sytuacji komicznych więcej.
Ale... wycofuję te licytacje. Nie mają one żadnego uzasadnienia -- dobrze, że tych filmów jakaś część ocalała, bo pysznie się je dziś ogląda.
W filmie "Sportowiec mimo woli" są dwa szlagiery; "przyjdzie dzień... a ten drugi to "Na cześć młodości..." (niezwykle popularny po wojnie, zwłaszcza w ZHP) natomiast w "Zapomnianej melodii" są chyba nawet cztery; "Nocami w gwiazdy spoglądam..", "Panie Janie...", "Ach jak przyjemnie" i jeszcze kwieciste tango na dancingu