Gdyby spojrzeć na ten film z takim przekonaniem, że główna bohaterka cierpi na schizofrenię lub jakaś inną chorobę psychiczną, to wydaje mi się, że film zyskałby na ocenie, a jego fabuła nie pozostawiała wrażenia banalności.
dokładnie :) miałem taką nadzieję, że tak się to rozwinie...coś a'la "piękny umysł" - niestety rzeczywistość okazała się bardziej prozaiczna...
No własnie, dla mnie fabula przypominała bardzo Dziecko Rosemary i przez to film byl bardzo przewidywalny.
Przecież w "Dziecku Rosemary" nie ostawiono kropki nad "I". Nie wiadomo, czy sataniści nie byli wymysłem dziewczyny ogarniętej schizą ciążową.
Napisalam ze przypominala a nie ze wg mnie byla identyczna, w obu przypadkach w meza "cos" wstapilo i zaplodnilo zonę. No chyba jest podobienstwo, nieprawdaz? A swoja droga Dziecka Rosemary dawno nie widzialam i szczerze koncowki dokladnie nie pamietam :)
W tym rzecz, że w przypadku "Dziecka Rosemary" nie jest oczywiste, czy to "coś" wstąpiło, czy było tylko wytworem chorej wyobraźni . I nie ma znaczenia końcówka, bo rozwiązania nie podano na tacy. Nie możesz zatem pisać, że w obu przypadkach w męża "cos" wstąpiło i zapłodniło zonę.
Jakby na to nie patrzeć to zarys fabuły w obu przypadkach jest analogiczny.
Pierwsza myśl Dziecko Rosemary.
W obu przypadkach sugerują nam także, że jakieś obce moce były zamieszane w ciażę i raczej nie odbierałabym tego jako wymysl/choroba psychiczna bohaterki. Te watpliwosci zostaly rozwiane w ostatnich scenach.
W ZONIE Astronauty niestety nie wszystko trzyma sie kupy. O wiele lepiej wyszlaby na koncu jakas schiza Jilian, liczylam na to. Szkoda, bo koniec film jest bardzo rozczarowujacy.
Film jest kapitalny :) mistrzostwo gry aktorskiej Theron i Deppa - to był jego urok by widz cały czas myślał że ma do czynienia z histerią kobiety w ciąży by nie był pewny na sto procent co jest prawdą końcówka była najlepsza już wszyscy myśleli ż ego wydymała a tu zonk ....obcy wszedł w nią.
Ja akurat uważam, że sprowadzanie wszelkich stanów odmiennych do schizofrenii jest brutalnym uproszczeniem mistyki życia. O Swedenborgu też wypisywali, że po prostu chory był. A ja wolę wersję, że jakimś aniołom zależało na tym, żeby z nim pogadać.
Zaznaczam, że nie piszę tego z pozycji terapeuty, psychologa ani nawiedzonego medium. Piszę jako przeciętna zjadaczka chleba.
A mi tam najbardziej szkoda chyba tego obcego... czy ktoś pochylił się nad jego tragedią? Czyż nie widać, że bidulek chce tylko wrócić do domu, a nie inwazję robić ? Ewidentnie jakaś slabo rozwinięta rasa, skoro na gapę przyleciał i tyle lat ciężko pracuje nad powrotem. Może rozbil się , zaginął na misji i teraz tęskni za kimś... a ktoś za nim? A jeśli jeszcze żona bezplodna tam czeka? Stąd może ta surogatka, żeby z "niespodzianką" wrócić. Przy okazji z naszą jakże zaawansowaną technologią i dowodem, na istnienie życia na Ziemi. Hellllloł... czy tylko ja na to wpadłem? ;)
Idąc nieco dalej tym tropem... całkowicie obiektywnie patrząc, wygląda na to, że zabicie Astronauty było złem koniecznym dla przetrwania. Widząc więc po dorarciu do US&A Jilian z zaawansowaną schizofrenią po utracie rodziców, żeby jej serce nie pękło, nie tylko grał jej męża najdluzej jak potrafił, ale dał jej cel w zyciu i wolę walki... co (jak widać w zakonczeniu) niepodważalnie wyleczyło kobiecine ze schizofrenii i pozwoliło znaleźć nowego męża. Jak inaczej, jesli nie chwalebnym poświęceniem nazwać takie postępowanie naszego bezimiennego bohatera o wielkim sercu.
Nota bene, niezłym szokiem musiało być dla przemiłego kosmity, że ziemianie wymyslają sobie takie choroby jakby nie bylo większych zmartwień. (np. udawanie latami swojego wśród 7 miliardów niezle porąbanych kosmitów 100000 lat świetlnych od domu).
No i tu ostatnia wazna kwestia... również pominięta przez recenzentów. Nie ujmując kunsztowi gry aktorskiej Janka Głębokiego, to de facto odegrał tu rolę Astronauty tylko do sławnych 2 minut, a przecież nasz (bez)UFOludek przez kilka lat wcielał się po mistrzowsku nie tylko w rolę Astronauty, ale także jego żony i nienarodzonych bliźniaków... i to w realu!
Jak dla mnie, występ niedoceniony, a warty bymajmniej kilku Oscarów... za najlepszą rolę: męską, żeńską, obojnaką i 2 za dziecięcą niepoczętą...ech.
Pozostaje na koniec, życzyć bezpiecznej podróży do domu i oby te zaslugi zostały docenione przynajmniej na rodzimej planecie. Respect... and Peace jeśli ktoś tu doczytał do końca. ;)